To jeszcze gorsze niż korki przytwierdzone do butelek. W Maku każą nam płacić za jednorazowy kubek
Jeśli w ostatnich dniach kupowaliśmy kawę czy colę w McDonaldzie, to z pewnością byliście zdziwieni, że naliczana jest dodatkowa opłata za kubek. Wynosi 30 groszy (w KFC 25 gr) i nie jest to kaucja, którą możemy odzyskać, a sam kubek po wypiciu napoju nadaje się już tylko do śmietnika.
To nie wymysł sieci fast-foodów, ale Unii Europejskiej (tzn. w idealnym świecie to firmy powinny wziąć opłatę na klatę, a nie przerzucić ją na klientów). Chodzi o dyrektywę SUP (single-use plastic), której zadaniem jest ograniczenie zużycia plastiku (te kubki są tylko w teorii papierowe, ale jest w nich też plastik, bo inaczej by szybko przeciekały) w środowisku.
Z knajp znikną np. plastikowe sztućce, talerze, kubki i słomki. Jeżeli firma będzie chciała dalej korzystać z takich jednorazowych rzeczy, będzie musiała to ewidencjonować i wnosić opłatę na rachunek marszałka województwa (jest o tym w filmiku niżej). 95 proc. wpływów będzie szło do Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej.
Dyrektywa SUP miała ograniczyć plastik, ale jak zwykle to my, a nie koncerny, musimy płacić
Pomysł Komisji Europejskiej jest chwalebny i potrzebny, ale w praktyce to zwykli klienci, którzy mają niewielki wpływ na zmiany klimatu, ponoszą obecnie koszty. Przecież płacąc za jednorazowy kubek w Maku, w pewnym sensie jesteśmy zmuszani do dołożenia się im na opłatę SUP. Sprytne, prawda?
To jeszcze gorsze niż papierowe słomki czy korki przytwierdzone do butelki, bo tutaj realnie dopłacamy, a nie się tylko męczymy z odkręcaniem. Jeśli ktoś regularnie je i pije w takich knajpach, to może go to słono kosztować. Jest jednak alternatywa, którą również nałożyła Unia.
"Goście mogą przyjść z własnym kubkiem i zamówić w nim ulubiony napój. Osoby, które nie mają własnego kubka, mogą kupić w restauracji wybrany wariant kubka wielorazowego użytku YourCup, a następnie korzystać z niego przy kolejnych wizytach w restauracjach sieci" – czytamy na stronie McDonald's.
Jest to problematyczne, bo ile osób idzie na miasto z własnym kubkiem (za taki na lody też trzeba płacić, chyba, że macie w kieszeni zawsze pucharek) czy filiżanką do kawy. Czasem też spontanicznie chcemy coś przekąsić po drodze i co wtedy? Trzeba płacić. Torebki na zakupy, bo jednorazowe "reklamówki" przecież też stały się płatne, zdecydowanie łatwiej jest mieć ze sobą.
"Ma to nas zniechęcić do kupowania nieekologicznych produktów, jednak trochę sobie nie wyobrażam, co miałoby być alternatywą. Chyba nie będę nosił termosu i nie będę sobie przelewał do niego coli. Albo nie będę nosił szklanki, bo byłoby to trochę dziwne, nie sądzicie?" – mówił zaskoczony prawnik Marcin Kruszewski znany z kanłu "Prawo Marcina".
"Pojawia się pytanie, czemu sieci fast food nie mogą oferować napojów w filiżankach albo kubkach wielokrotnego użytku – tak, jak robią to na przykład kawiarnie Starbucks. Cóż, chyba odpowiedzieć na to pytanie jest łatwo – prościej przerzucić wszystko na konsumentów. Choć efektem może być to, że fast foody będą coraz droższe – i wobec tego stracą jeden ze swoich największych atutów" – czytamy na stronie bezprawnik.pl.
Internauci są wściekli na nową opłatę za kubki. "Zaraz każą płacić za powietrze"
Lokale z fast-foodami powinny zapewnić bezpłatne kubki/szklanki/filiżanki wielorazowego użytku, które możemy zwrócić przy wyjściu (jak np. w droższych pubach lub restauracjach). Poszły jednak po linii najmniejszego oporu. "Czyli my musimy płacić za opakowania, które MUSIMY mieć, żeby móc normalnie zjeść, żeby ludzie z Unii mogli latać samolotami po bułki", "Zaraz każą płacić za powietrze", "W MC można już kupić mega ekologiczny, wielorazowego użytku, plastikowy kubek. Coś ok. 10 zł kosztuje", "To po co wszystko robią takie ekologiczne, nawet papierowe słomki, skoro trzeba płacić za to, bo jest nieekologiczne. Niech się zdecydują" – piszą zirytowani internauci.
Może to kiedyś się zmieni, ale też mi trudno sobie to wyobrazić, bo czy w ciasnych kuchniach zmieści się jeszcze kilka zmywarek lub zlewów do mycia naczyń? Opłata mogłaby być zakamuflowana w wyższych cenach napojów, ale sieciom chyba właśnie chodzi o to, by pokazać, co na nich wymusiła UE. I jak zwykle w takich wojnach, to my jesteśmy mięsem armatnim.