Ile za ślub kościelny? Ksiądz nie wytrzymał i rzucił jej pieniędzmi w twarz
Tę bulwersującą sprawę opisał "Fakt". Jak czytamy, sporo parafii w Polsce obecnie odchodzi od opłaty "co łaska" na rzecz z góry ustalonego cennika. Musiała przekonać się o tym czytelniczka gazety, która musiała zapłacić za ślub kościelny 2 tysiące złotych. Za organizację ślubu kościelnego ksiądz zażądał aż 2100 zł. Cena ta jest zdecydowanie wyższa, gdy porównamy ją do stawek w większości parafii. Zazwyczaj proboszczowie liczą sobie około 500 złotych.
Kobieta nie mogła pogodzić się z wysokością opłaty, zwłaszcza że w tej sumie zawarte było wynagrodzenie dla organisty, a młoda para już na początku zastrzegła, że nie chce korzystać z jego usług.
Z tego powodu panna młoda postanowiła dyskretnie zapytać duchownego o to, czy cena ulegnie obniżeniu. Wówczas ksiądz wpadł w złość. Miał ją wyrazić ją w skandaliczny sposób.
Duchowny miał chwycić 100 zł i rzucić jej w twarz z krzykiem "masz cyganko". Internautka podzieliła się swoją opowieścią w sieci. Jak się okazało, 100 zł, które "oddał" ksiądz, także było dodatkową opłatą. Cała sytuacja kosztowała kobietę mnóstwo stresu. Obawiała się, jak po takim wybuchu złości księdza przebiegnie cała ceremonia.
– Niestety nie mogłam już nic zrobić, bo było to kilka dni przed ślubem. Byłam wściekła, ale zostało mi tylko zapłacić i w spokoju przeżyć ten ślub – opowiedziała "Faktowi" swą historię panna młoda. Na szczęście dla niej ślub kościelny poprowadził ostatecznie inny duchowny. Internautka podsumowała swój wpis, że już nigdy nie da w tym kościele pieniędzy ani nie odbędzie się w nim chrzest jej dziecka.
Ile dać na wesel? Serio uważacie, że gość daje tyle, ile może? Nie oddać za talerzyk to brak wychowania
Czytaj także: https://topnewsy.pl/4667,ile-dac-na-wesele-trzeba-oddac-za-talerzyk-z-kultury-felietonZ kolei o tym, ile należy dać na wesele jako gość pisała w Top Newsach Agnieszka Miastowska. Jej zdaniem wiele Polek i Polaków jest w tej kwestii zbyt oszczędnych, co kłóci się z zasadami dobrego wychowania. "Możecie mi zarzucić rozrzutność, ale nie wyobrażam sobie iść na wesele i nie oddać przynajmniej za talerzyk. Gdy czytam komentarze, które można streścić: "liczy się obecność, nieważna jest grubość koperty ani wartość prezentu", zastanawiam się, czy osoby tak piszące naprawdę w to wierzą, czy starają się same przed sobą usprawiedliwić, czując, że postępują niekulturalnie?" – pisała nasza dziennikarka.