Serio uważacie, że na wesele gość daje, ile może? Nie oddać za talerzyk to brak wychowania
Idę na wesele – oddaję za talerzyk. Dla mnie to złota zasada
Zaczyna się sezon letni, z nim wesela, a z nimi jak bumerang powraca pytanie: "ile pieniędzy dać w kopertę?". I chociaż ilu ludzi, tyle opinii, to można wyróżnić dwa główne stanowiska.
Jedni uważają, że dać trzeba "tyle, na ile kogoś stać", co bardzo często jest wymówką na włożenie do koperty kwoty naprawdę minimalnej – oscylującej wokół 150, 100 czy nawet 50 zł za osobę. Uwierzyłam w to dopiero wtedy, gdy dodałam się do facebookowych grup dotyczących organizacji wesel i oszczędzania. Tam podobne stanowisko jest powszechne i bronione wszelkimi argumentami.
Znajdzie się jeszcze grupa ekstermistów w tym temacie, gości, których nazwałabym już wprost skąpcami – takich, którzy uważają, że sama ich obecność jest wystarczająco drogocennym prezentem, więc żadnej koperty ze sobą na wesele nie zabierają. Wybaczcie, ale dla mnie to naprawdę brak kultury.
Możecie mi zarzucić rozrzutność, ale nie wyobrażam sobie iść na wesele i nie oddać przynajmniej za talerzyk. Gdy czytam komentarze, które można sparafrazować: "liczy się obecność, nieważna jest grubość koperty ani wartość prezentu" zastanawiam się czy osoby tak piszące naprawdę w to wierzą czy starają się same przed sobą usprawiedliwić, czując, że postępują niekulturalnie?
Obecność jest kluczowa – to fakt. Ale skoro zasady dobrego wychowania mówią nam wprost, że idąc na czyjeś urodziny, obdarowujemy go prezentem, to czemu o tej zasadzie zapominamy nagle idąc na wesele?
Ktoś powie – przecież dając 50 zł dajemy prezent. Tak? Najpierw prześledźmy jaki prezent robią nam młodzi, zapraszając nas na tego typu imprezę. A ceny przez inflacje są naprawdę wysokie.
Na stronach wedding plannerek znajduję informacje, że orientacyjna kwota za menu na osobę (czyli tzw. talerzyk) waha się pomiędzy 300, a nawet 550 zł – to stan cen na styczeń 2024.
Mogłabym teraz rozpisać się na temat całej reszty kosztów – bo cena za talerzyk to na wielu weselach raczej wierzchołek góry lodowej. Tort, alkohol, obrączki, kamerzysta, samochód, ksiądz, zespół i tak dalej i tak dalej, ale powstrzymam się.
Każdy przecież mniej więcej wie, ile szczegółowych usług i atrakcji musi zostać opłaconych i to nawet na najskromniejszym weselu. Poza tym nie postuluję, by młodym oddać co do złotówki to, co wydali na swoją weselną imprezę, ale jednocześnie uważam, że zdroworozsądkowym podejściem jest włożenie do koperty minimum tyle, ile oni zapłacili za nasz talerzyk.
Dlaczego? Bo kulturalny gość nie przychodzi się najeść i napić za darmo. Nie robi tak na urodzinach ani na parapetówce, czemu miałby robić to na imprezie, która naszych bliskich aż tyle kosztuje?
Skoro ktoś mówi że liczy się przede wszystkim obecność, a nie pieniądze, to czemu jednocześnie korzysta z suto zastawionych jedzeniem i alkoholem stołów, bawiąc się do rana, a nierzadko także na drugi dzień na poprawinach?
Równie dobrze mógłby się z młodymi spotkać na niezobowiązującą kawę i zapewnić ich o tym, że życzy im dobrze. Wtedy nikt nie wydałby na nikogo złotówki a spotkanie odzyskałoby wyłącznie emocjonalny charakter – z dala od konsumpcjonizmu.
Korzystamy z gościnności pary młodej – to fakt, więc powinniśmy odwdzięczyć się prezentem – a według mnie włożenie do koperty mniejszej kwoty niż kosztowały tylko nasze posiłki – nie do końca można uznać za prezent.
Poza tym wesele jest imprezą na nowy początek życia – nierzadko "państwo młodzi" naprawdę są młodzi – pary ledwo idą na swoje, nierzadko oszczędności życia czy pieniądze pożyczone lub sprezentowane przez rodziców inwestują w imprezę.
Ktoś powie – skoro nie mają pieniędzy, niech nie robią wesela! Okej, ale ja wolę powiedzieć "doceniam to, że chcieli wydać pieniądze na celebrację tego z bliskimi".
Skoro uznali, że jestem dla nich ważnym gościem, chcę odwdzięczyć się im prezentem. Wiele jednak naczytałam się internetowych komentarzy mówiących o tym, że "ktoś nie będzie wydawał pieniędzy na rodzinę, którą ledwo zna" albo "jak ktoś nie chce go na weselu, to niech go nie zaprasza".
Może w takim razie najlepiej byłoby po prostu samemu zrezygnować z pójścia na wesele kogoś, kto nie jest naszą bliską rodziną, przyjacielem, cenionym znajomym?
Jeśli uważacie, że szkoda wam pieniędzy, które musicie wydać – rozumiem. Ale wtedy kulturalnie byłoby po prostu odmówić imprezy – oszczędzić sobie pieniędzy, im wydatków i wątpliwej jakości zabawy u kogoś, na kogo wesele zwyczajnie nie chcemy wydawać pieniędzy.