Polska tiktokerka mieszkająca w Bawarii wybrała się na wycieczkę do Lidla. Chciała pokazać swoim obserwatorom, jak wyglądają ceny polskich produktów w niemieckim markecie. Łatwo porównać ceny z marketu z tymi z Lidla w Polsce i wyciągnąć niezbyt optymistyczne wnioski. Polacy przecierają oczy ze zdumienia.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Polka mieszkająca na co dzień w Bawarii postanowiła iść o krok dalej i sprawdzić, jakie są ceny polskich produktów, takich jak hodowane w naszym kraju truskawki – w niemieckim Lidlu. Dziennikarze o2.pl postanowili także wybrać się do niemieckiego Lidla – jednak innego niż pokazywała tiktokerka.
Nie wszystkie produkty pokazane na TikToku kanału Angela_na_Bawarii były dostępne akurat w tym markecie, do którego udali się dziennikarze. Ale udało im się porównać ceny niektórych produktów.
Okazuje się, że różnica cen niektórych towarów dostępnych zarówno w Polsce, jak i Niemczech jest naprawdę spora. Choć jeszcze nie zaczął się sezon na truskawki, warto spojrzeć akurat na ich cenę. Można złapać się za głowę.
Okazuje się, że w niemieckim Lidlu zapłacimy za truskawki równowartość 17,14 zł, a w polskim – 41,96 zł za kilogram. Sprawdzono też cenę szparagów. Za ten przysmak w niemieckim Lidlu zapłacimy równowartość 47,97 zł, a w polskim – 55,96 zł za kilogram.
Kolejny produkt, który można znaleźć zarówno w niemieckim, jak i polskim Lidlu to zabawki do piaskownicy. W Polsce zapłacimy za nie 7,99 zł, a w Niemczech równowartość 12,94 zł. Wychodzi więc na to, że ogólnie ceny w Polsce są wyższe.
Dla portalu skomentowała to profesor Elżbieta Mączyńska z SGH. Uznała ona, że problem jest złożony. Stwierdziła, że jednym z czynników jest kryzys niemieckiej gospodarki, który odbija się na płacach w Niemczech, w przeciwieństwie do Polski, gdzie płace rosną.
Producenci mają doskonale zdawać sobie sprawę z tej sytuacji i wykorzystywać ją. – Mamy przy tym do czynienia z dyktatem wielkich sieci handlowych – zwróciła uwagę profesorka.
– Jeśli płace rosną, to producenci skłonni są podwyższać ceny, bo rosną im koszty robocizny. Podwyższana ciągle płaca minimalna jeszcze do niedawna dotyczyła blisko miliona osób, a teraz to około trzy miliony. Wyższe płace sprzyjają wzrostowi popytu. To jest rynkowa gra między siłą producentów, handlowców i nabywców – tłumaczyła.
Ekspertka zaznaczyła, że sytuacja w Niemczech jest zgoła inna niż ta w Polsce. U nas wysokie są koszty transakcyjne. Ma to ogromne znaczenie – to są koszty, które mogłyby nie występować, gdyby system był bardziej sprawny – podkreśla.