W dramatycznych wydarzeniach na terenie szkolnego internatu w Koszalinie mężczyzna wtargnął, terroryzując jednego z wychowawców przez całą godzinę. Policja zareagowała dopiero po trzech wezwaniach. Sprawcą okazał się Sabri R., który dzień wcześniej opuścił koszalińskie więzienie.
Reklama.
Reklama.
Piotr Sklenarski jest 51-letnim wychowawcą, pracującym od dziewięciu lat w internacie Zespołu Szkół nr 10 w Koszalinie. 19 listopada w godzinach wieczornych, mężczyzna doświadczył traumatycznego zdarzenia. Podczas swojego dyżuru niespodziewanie stanął w obronie uczniów, gdy do placówki wtargnął agresywny mężczyzna.
Pan Piotr przez ponad godzinę był narażony na brutalne ataki ze strony nieproszonego gościa, ryzykując własne życie w obronie innych.
Mężczyzna opuścił więzienie i napadł na internat. Interweniowała policja
– Nogawkę miał podciągniętą, widać było opaskę służb więziennych, więc od razu wiedziałem, że będą problemy z wyprowadzeniem tego pana. Widać też było, że jest pod wpływem jakichś narkotyków, źrenice rozszerzone. Zaczął z rękami machać i mówić, że on jest maszyną do zabijania, on musi kogoś zabić, on chce tu pozabijać jak najwięcej. Ponad godzinę musiałem się tu z facetem szarpać. Byłem i duszony, i przyjmowałem ciosy. Grałem na czas, żeby oddalić go od młodzieży, bo już parę razy chciał wejść na górę – relacjonował w materiale "Interwencji" Piotr Sklenarski.
Sprawcą ataku okazał się Sabri R., uznawany przez policję za nieobliczalnego przestępcę. 31-latek opuścił koszalińskie więzienie dzień wcześniej i był pod nadzorem służby więziennej. Jak się okazało, patrol interwencyjny wezwany na miejsce podjął działania dopiero po ponad godzinie od wtargnięcia mężczyzny.
– Policjanci pojechali w pierwsze wskazane miejsce, one było nie do końca sprecyzowane. Ten mężczyzna był tam chwilę wcześniej. Może nie taką chwilę, ale był wcześniej i tam też wszczął awanturę. W związku z tym policjanci udali się do budynku vis a vis. Po otrzymaniu drugiego zgłoszenia blisko 40 minut podjęli to drugie zgłoszenie – poinformowała Monika Kosiec, rzeczniczka Komendy Miejskiej Policji w Koszalinie.
– Oni pojechali podobno w inne miejsce, niż było zgłoszenie. Wie pan co, jest jeden internat na Gnieźnieńskiej, jedna samochodówka w Koszalinie – tłumaczyła reakcję policji jedna z wychowawczyń w internacie. Kto zatem wezwał policję? Jak się okazało, jeden z mieszkańców internatu.
– Po godzinie zadzwoniłem trzeci raz i w tym momencie dostałem informacje od policji, że policja u nas była i nie stwierdziła niczego. Ja sam byłem osobą zgłaszającą. Także mogę zaświadczyć, że zgłoszenie było pełne, wszystko było doprecyzowane – wyjaśnił. Jednak zdaniem policji, zgłoszenie nie było doprecyzowane. Stąd też miała zaistnieć pomyłka w odnalezieniu odpowiedniego adresu.
Po trzecim wezwaniu agresywny 31-latek został zatrzymany. W towarzystwie policjantów opuścił teren szkoły. Chwilę później przestępca tuż za ogrodzeniem został uwolniony przez funkcjonariuszy, co umożliwiło mu powrót na teren szkoły, gdzie spędził noc. Ponad dwie godziny po pierwszej interwencji policji byłym więźniem zainteresowała się służba więzienna.
– Około godziny 23:20 wchodzą funkcjonariusze służby więziennej, pytając się, czy nie widzieliśmy szczupłego, wysokiego mężczyzny, którego oni poszukują. Mówię, że tak. Dusił mnie przed chwilą – wspomniał Piotr Sklenarski w rozmowie z "Interwencją".
– Policjanci po wylegitymowaniu tego mężczyzny zwolnili go. On nie został wówczas zatrzymany, ponieważ policjanci podjęli taką decyzję. Zatrzymanie nastąpiło dopiero później (po spędzonej nocy na terenie szkoły – red.). W międzyczasie dopuścił się bowiem kradzieży i już otrzymaliśmy zgłoszenie od wychowawcy internatu o tym dokładnie, jaki był przebieg zdarzenia. Dodatkowo dostał zarzuty gróźb karalnych – poinformowała Kosiec.
– Policjanci mieli na sobie kamery nasobne. Wszczęto postępowanie, by przede wszystkim wyjaśnić, czy nie doszło do jakichś uchybień – podsumowała.