Netflix nakręcił świetny polski serial, ale widzom przeszkadza jeden wątek. Ogromny hejt na aktorkę

Bartosz Godziński
06 listopada 2024, 09:44 • 1 minuta czytania
"Idź przodem, bracie" to nowy polski serial sensacyjny Netfliksa, który obecnie okupuje pierwsze miejsce zestawienia najpopularniejszych tytułów w naszym kraju. Nawet jeśli go nie widzieliście, to mogliście o nim słyszeć, bo zbiera świetne recenzje krytyków i widzów. Część osób narzeka przede wszystkim na jeden wątek: postaci z Ukrainy. Dlaczego? Można się domyślić, ale jest też druga strona medalu.
Polacy zachwycają się serialem "Idź przodem, bracie", ale nie wszystkim się podoba. Część widzów narzeka na wątek Ukrainki Fot. "Idź przodem, bracie" / Netflix
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

"Po przejściu ataku paniki podczas ważnej akcji policyjnej członek elitarnej jednostki taktycznej musi opuścić służbę. Co gorsza, mężczyzna dowiaduje się, że jego ojciec popełnił samobójstwo, pozostawiając ogromne hazardowe długi. Aby utrzymać się na powierzchni, zostaje ochroniarzem w odzieżowym kompleksie handlowym, gdzie dostrzega szansę na rozwiązanie swoich problemów finansowych" – tak brzmi oficjalny opis 6-odcinkowego serialu Netfliksa.


Niepozornie, ale już teraz "Idź przodem, bracie" jest nazywane jednym z najlepszych polskich seriali, nie tylko sensacyjnych, w historii. Jego reżyserem jest Maciej Pieprzyca, twórca takich filmów jak "Chce się żyć", "Jestem mordercą", "Ikar. Legenda Mietka Kosza" czy serialu "Kruk". Za scenariusz odpowiada z kolei Kacper Wysocki ("Klangor", "Informacja zwrotna").

Głównego bohatera, Oskara Gwiazdę, zagrał Piotr Witkowski, znany z ról w filmie Proceder", gdzie wcielił się w Tomasza Chadę, a także w: "Klangorze", "Nocy w przedszkolu", "Mistrzu" czy "Absolutnych debiutantach". Towarzyszy mu Konrad Eleryk ("Rojst", "Cicha noc", "Klangor", "Kulej. Dwie strony medalu"). W obsadzie znaleźli się też również m.in. Marcin Kowalczyk, Aleksandra Adamska, Cezary Żak, Piotr Adamczyk, Mirosław Haniszewski, Jakub Wesołowski, Jan Peszek, Sebastian Dela, Andrzej Popiel oraz Anastasia Pustovit. To właśnie obecność tej ostatniej aktorki i granej przez nią postaci Jewy wywołuje spore kontrowersje. Z kilku powodów.

Polacy zachwycają się serialem "Idź przodem, bracie", ale nie wszystkim się podoba. Część widzów narzeka na wątek Ukrainki

Po pierwsze: część widzów uważa, że wątek Ukrainki został wciśnięty na siłę, a sama jej gra aktorska jest kiepska. Na facebookowej grupie zrzeszającej widzów Netfliksa (ponad 33 tys. członków) pojawił się post o serialu i już jako pierwsze wybijają się komentarze o postaci z Ukrainy.

Oczywiście nie jest to dominująca narracja, ale jednak jest jeszcze parę komentarzy w stylu "Serial super, gdyby nie ta Ukrainka". Inni internauci w kontrze tłumaczą, że akcja dzieje się współcześnie, a w Polsce jest milion uchodźców z Ukrainy, więc obecność takiej postaci (która zresztą też uciekła z ogarniętego wojną kraju) nie jest niczym niezwykłym.

Czy wątek był niepotrzebny? Recenzenci zauważają, że jest wręcz przeciwnie. "Relacja Gwiazdy z Jewą (Anastasia Pustovit) opiera się na zbliżeniu dwójki straumatyzowanych ludzi; co ciekawe to kobieta, która przeszła przez piekło, staje się drogowskazem dla ex-policjanta, który nie rozumie, co się z nim dzieje i nie potrafi poprosić o pomoc" – czytamy w recenzji na Spider's Webie.

Ksenofobów jednak nie przekonasz. I tak uznają, że chodzi o propagandę. Nie są to ogólnie dominujące komentarze (większość to jednak pochwały lub merytoryczna krytyka), ale jednak się przewijają. Również na Filmwebie pomiędzy zachwytami, znajdziemy też zarzuty dotyczące tego wątku, ale i czegoś konkretniejszego, tj. gry aktorskiej.

Anastasia Pustovit nie jest topową ukraińską aktorką, ale nie jest też zupełną amatorką i ma na koncie kilka ról w filmach i serialach. Tak więc opinia dotycząca jej występu w serialu Netfliksa jest czysto subiektywna i trudno się czepiać akurat tego aspektu, który pojawia się w wypowiedziach internautów.

Ukrainka z polskiego serialu Netfliksa ma na X nick "banderowoman". Przypadek? Internauci sądzą co innego

Trudno mi jednak bronić innego zarzutu w jej kierunku, o którym nie ma pojecia większość wyżej wymienionych hejterów. W serwisie X, czyli dawnym Twitterze, aktorka ma nick... banderowoman. Na początku nie wierzyłem, myślałem, że to ruskie trolle sobie zmyśliły (screen wyżej), ale naprawdę tak jest.

Stepan Bandera przez część Ukraińców (szczególnie tych na zachodzie) jest uważany za bohatera narodowego. Nawet w 2010 r. otrzymał pośmiertnie tytuł Bohatera Ukrainy, co wywołało ogromny skandal nad Wisłą (później uchylono decyzję wydaną Wiktora Juszczenkę, ówczesnego prezydenta).

W Polsce Bandera przez wiele osób jest stawiany niemal na równi z Hitlerem. Porównanie może trochę przesadzone, ale nie wzięło się znikąd: stworzona przez niego frakcja OUN-B, UPA, tzw. banderowcy, jest odpowiedzialna za ludobójstwo polskich cywilów na Wołyniu.

Czy w polskim serialu zagrała więc fanka Bandery? Trudno to ocenić po samym loginie na X, ale trudno też zaprzeczyć, by to była przypadkowa zbitka literek. Nie widać też, by w jakiś sposób go poza tym wychwalała. Na pewno za to działa(ła) jako wolontariuszka i cały czas zbiera pieniądze dla swoich rodaków walczących na wojnie.

Na polskie zaczepki o "j*baniu Bandery", które pojawiają się w ostatnim czasie na jej profilu (np. pod postem o samym serialu), nie odpowiada. Na pewno je widzi, bo na inne komentarze odpisuje. Zwykle nie cytuję tak wulgarnych rzeczy, do tego pisanych z malutkich kont (niektóre to ewidentnie proputinowskie trolle), ale wrzucam screen, by nikt nie zarzucił mi, że przesadzam.

Temat został też poruszony na Wykopie. Autor wpisu zastanawia się, czy jej angaż był celowy, wynikał z niewiedzy, czy to po prostu "potknięcie w researchu producentów". "Natomiast nie rozumiem, dlaczego lansuje się na siłę osoby, którym tuż pod imieniem i nazwiskiem przyświeca zbrodniarz i nacjonalistyczny terrorysta... Brak słów" – skwitował internauta.

Myślę, że to raczej niedopatrzenie ze strony ekipy od castingu, która nie pomyślała, by sprawdzać coś tak błahego, jak nicki aktorów w mediach społecznościowych, lub możliwe, że uznali to za nieistotne. Wydaje się to nomen omen niepotrzebne, ale jak widać, nawet takie drobnostki mogą mieć znaczenie.