Wymieniły najgorsze typy klientów. "Podszedł do lady i zaczął wyjmować sprane bokserki"

Bartosz Godziński
01 czerwca 2024, 11:26 • 1 minuta czytania
Każdy z nas chociaż raz w życiu zwracał ubranie czy buty, ale niektórzy uczynili sobie z tego styl życia. Niektórzy też nie odczuwają żadnego wstydu przy próbie reklamowania używanych rzeczy. Pracownice sklepów odzieżowych i drogerii opowiedziały o najgorszych klientach, z jakimi miały do czynienia.
Co zwracają klienci do sklepów? Sprane bokserki, zużyte kosmetyki, szczotki do WC... Fot. Tom Merton / EastNews
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Jeżeli kupiliśmy produkt, a ten okazał się wadliwy, to mamy pełne prawo do ubiegania się o zwrot pieniędzy. Czy jednak powinniśmy to robić za każdym razem? To chyba zależy od człowieka. Sprzedawcy mogą na nas spojrzeć z politowaniem, ale nie zawsze muszą mieć rację.


Co zwracają klienci do sklepów? Sprane bokserki, zużyte kosmetyki, szczotki do WC...

Portal WP porozmawiał z pracownicami sklepów o tym, co i jak reklamują lub oddają klienci. Jeden z nich chciał zwrócić zużyte bokserki, które kupił niecały rok wcześniej. To kategoriach ludzi, można powiedzieć, "bezwstydnych", ale jednak mających rację.

Podszedł do lady, otworzył plecak i zaczął wyjmować z niego sprane bokserki. Powiedziałam mu, że ja takiej reklamacji nie przyjmę i spytałam, czy chce, abym zawołała kierownika. Moja wymowna mina, jak i reakcja ludzi, którzy stali za nim w kolejce, chyba go spłoszyła. Spakował bieliznę z powrotem do plecaka i wyszedł obrażony – wspomina kobieta.

Tutaj sprawa jest naprawdę dyskusyjna: z jednej strony, jeśli na bokserkach szybko pojawiły się na nich dziury, to znaczy, że mogły być kiepskiej jakości, a oczekujemy, że trochę nam posłużą (przecież facet mógł je założyć przez rok np. kilkanaście razy).

Z drugiej strony, do reklamowania takiej rzeczy w sklepie trzeba mieć naprawdę silną psychikę lub być zdesperowanym. Szczególnie że panowie mają w zwyczaju nosić bieliznę, dopóki sama się nie rozleci.

Podobnie jest trochę z inną historią ze sklepu z artykułami do domu. Opowiada o mało efektywnej szczotce... do czyszczenia muszli klozetowej, którą przyniósł klient.

– Stwierdził, że szczotka do toalety nie zbiera wystarczająco dobrze, po czym wyjął ją ze starej reklamówki. Czasami ludzie nie mają wstydu, tym bardziej, że szczotka ta kosztowała 15 zł. Za taką cenę nie robiłabym z siebie pośmiewiska – przyznała ekspedientka.

Jednak nawet jeżeli taka "śmieszna" rzecz nie działa, to dlaczego nie mamy domagać się zwrotu pieniędzy? Trudno jednak byłoby to udowodnić bez jakichś testów... Zupełnie inna kategoria, to ludzie, którzy zużywają np. drogie kosmetyki i potem przychodzą je reklamować. W tym wypadku już nie tak łatwo usprawiedliwić takie zachowanie. – Niektóre z pań myślą, że nie wyjmiemy produktu z kartonika i nie sprawdzimy, że flakon jest już pusty. Czasem wykazują się większą kreatywnością i wypełniają je wodą, a nawet... piaskiem. Pamiętam panią, która do butelki po olejku do ciała wlała zwykły olej spożywczy – powiedziała WP, Kamila pracownica drogerii.

Jest też oddzielna podkategoria "próbkowiczek". – Tak nazywałyśmy kobiety, które przychodzą co tydzień po darmową próbkę nowego kremu lub podkładu. Wiecznie narzekają na odcień lub jakość, co jest pretekstem do poproszenia o kolejną. Gdy mówimy, że słoiczki się już skończyły, potrafią wpaść w szał. Niektóre przychodzą z własnymi pojemnikami, np. na mocz - przyznała Weronika, która przez 5 lat pracowała w perfumerii.

Są i klientki, które regularnie kupują i zwracają, by mieć zawsze nową sukienkę na imprezę

I wreszcie kategoria klientów, którzy po prostu z tego żyją lub traktują sklepy jak darmową wypożyczalnię ciuchów. Robią tak np. stylistki, które kupują całe torby luksusowych ubrań, a po sesji zdjęciowej udają, że się rozmyśliły lub mają inny rozmiar. Co robią, by wyglądały jak nieużywane?

Podklejają podeszwy butów taśmą klejącą, chowają metki albo usuwają je potem w Photoshopie. Od jednej ze znajomych słyszałam nawet, że gdy strój się poplami, są w stanie go wyprać tak, by metka pozostała nietknięta. Dla nas oznacza to dodatkowe godziny pracy, a dla innych klientów wydłużony czas stania w kolejce – przyznała sprzedawczyni.

Sukienki zwracane są najczęściej. Np. kreacje po weselach. – Widziałam już chyba wszystko: ubrania z plamami od podkładu, podoszywane metki, a nawet załatane dziury. Niektórzy zrobią naprawdę wiele, by dostać z powrotem te dwieście czy trzysta złotych – mówi.

O ile kupując rzeczy przez internet, możemy zwrócić towar w ciągu 14 dni bez podania przyczyny, o tyle w sklepach stacjonarnych jest inaczej. Teoretycznie sprzedawca nie musi przyjąć towaru, bo ktoś się np. rozmyślił (co innego jest z reklamacją w okresie gwarancyjnym), ale niektóre sieci idą jednak klientom na rękę, a ci to wykorzystują. Czasem w przyzwoity, a czasem w naprawdę bezczelny sposób.