Zemścił się na byłej żonie 45 lat po rozwodzie. Sam zrobił pistolet, z którego ją zastrzelił
Kobieta żyła samotnie i nie miała z nikim zatargów. Z pewnością była zszokowana, kiedy pewnego dnia do jej drzwi zapukał dawno nie widziany, były mąż. Strzelił jej w głowę, gdy tylko otworzyła drzwi. Narzędziem zbrodni był wykonany własnoręcznie pistolet, tzw. samozapłon.
Zabójca wyrzucił potem broń do Odry. Został zatrzymany 6 września zeszłego roku. Wpadł na własne życzenie, bo sam wrócił na miejsce zbrodni. Chciał sprawdzić, czy jego eks-małżonka na pewno nie żyje.
Zabił byłą żonę 45 lat po tym jak kazała mu się wynieść. Jaki był wyrok sądu?
Mordercą był 85-letni Jerzy B., który był mężem zastrzelonej kobiety, ale niedługo, bo tylko przez pół roku. Rozwiedli się w 1978 roku.
– Mieszkali razem przez pół roku, po czym pani spakowała mu walizki i kazała się wynieść – mówił "Faktowi" Łukasz Wawrzyniak, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Poznaniu. Od tamtego czasu nie utrzymywali ze sobą kontaktu.
B. założył nową rodzinę i mieszkał w innym województwie: w okolicach Opola na Dolnym Śląsku. Nigdy jednak nie wybaczył tego, co zrobiła jego dawna wybranka. Pomysł na okrutną zemstę narodził się w jego głowie w 2019 r., gdy zmarła jego druga wybranka. Nienawiść zaczęła kiełkować i w końcu znalazła ujście w najgorszy możliwy sposób.
Jerzy B. przyznał się do winy, dokładnie opisał całą zbrodnię i nie było wątpliwości, że to on zastrzelił 71-latkę. Jednak biegli psychiatrzy udowodnili, że był niepoczytalny w chwili popełnienia czynu.
"Zgodnie z procedurami w takiej sytuacji śledztwo zostaje umorzone, a sprawca umieszczony w zamkniętym zakładzie psychiatrycznym, w którym o jego leczeniu i ewentualnym wyjściu decydują lekarze pod nadzorem sądu" – tłumaczy "Fakt".
Nie ma jednak raczej szans na to, by wyszedł na wolność. Sąd dlatego umieścił go zamkniętym zakładzie, bo istnieje prawdopodobieństwo popełnienia przez niego podobnego przestępstwa w przyszłości.