Jedzenie, które wydaje nam się niezdrowe, nie do końca takie musi być. Niektóre nasze ulubione posiłki mogą zwiększać ryzyko zachorowania na raka za każdym razem, gdy je jemy. Dietetyczka onkologiczna przestrzega wszystkich przed bardzo powszechnym i lubianym typem przetworzonego mięsa, które często zamawiamy np. na pizzy.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Nichole Andrew to amerykańska dietetyczka, która specjalizuje się w żywieniu osób z chorobą nowotworową. Jest autorką książki kucharskiej poświęconej właśnie takiej diecie pt. "F*ck Cancer" (pl. "J***ć raka") oraz przewodnika żywieniowego "Sugar don't feed cancer" (pl. "Cukier nie karmi raka").
Prowadzi też profil na TikToku, na którym dzieli się poradami właśnie w tym temacie. W jednym z nich (trwa niemal 8 minut, obejrzycie go niżej), opowiada o tym, czego nie pije i nie je jako dietetyczka onkologiczna.
Dlaczego dietetyczka onkologiczna nigdy nie zamawia pizzy z pepperoni? Bo przetworzone mięso powoduje raka
Na liście jest sporo rzeczy oczywistych (np. alkohol, słodzone napoje, białe pieczywo) lub mniej oczywistych ("mleka" roślinne, ale ze względu na, że mają za mało białka). Wyjaśnia, które mogą powodować raka, a które są po prostu niezdrowe.
Dla wielu osób najbardziej zaskakujący może być punkt dotyczący pizzy z pepperoni (tym mięsem, a nie ostrą papryką). Nie chodzi o samą pizzę (tzn. też nie jest zbyt zdrowa, bo ma białe pieczywo), ale przetworzone mięso.
– Nie zamawiam pizzy z pepperoni. Przetworzone mięso zwiększa ryzyko raka jelita grubego. Przy każdym spożyciu – przyznała dietetyczka (to samo tyczy się alkoholi). Do złego przetworzonego mięsa zaliczyła jeszcze parówki i wędliny. Można założyć, że skoro pepperoni jest złe, to ogólnie kiełbasy salami również.
Na pizzę wybiera ser, kurczaka czy surową kiełbasę, którą sama potem piecze. Ogranicza też jedzenie czerwonego mięsa. Zaznacza, że nie zwiększa ono ryzyka raka przy każdym spożyciu, ale jeśli jemy go więcej niż pół kilograma tygodniowo, to wtedy już tak.
Dlatego powinniśmy jeść wołowinę i wieprzowinę z umiarem. Ona sama je czerwone mięso maksymalnie raz w tygodniu lub wcale. Głównie kupuje kurczaka, indyka, ryby i owoce morza. Niedawno swoje porady powtórzyła w nowym filmie.
Jej ostrzeżenia dotyczące przetworzonego i czerwonego mięsa potwierdzają też wieloletnie badania różnych grup naukowców (szerzej o tym przeczytacie na stronie Narodowego Centrum Edukacji Żywieniowej).
Np. Międzynarodowa Agencja Badań nad Rakiem ustaliła, że "Codzienne spożywanie 50 gramów mięsa przetworzonego (np. 2 duże plastry szynki wędzonej) zwiększa ryzyko zachorowania na raka jelita grubego o 18 proc.".
Są też dane, które sugerują, że ryzyko zachorowania na ten nowotwór zwiększa się o 17 proc. na każde 100 gramów (porcja wielkości połowy dłoni) mięsa czerwonego spożywanego dziennie.
Z kolei "według szacunków Global Burden of Disease Project, ok. 34 000 zgonów na nowotwory rocznie na świecie jest rezultatem diety bogatej w mięso przetworzone. Natomiast łączny efekt spożywania mięsa czerwonego i przetworów mięsnych jest szacowany na ok. 50 000 zgonów rocznie na świecie" – dowiadujemy się z raportu.
Czym jest (wysoko) przetworzona żywność? Lepiej jej ograniczyć lub zupełnie unikać dla naszego zdrowia
Tak naprawdę trzeba rozgraniczyć żywność przetworzoną od wysokoprzetworzonej (najgorszej dla naszego organizmu). Pomocna w tym może być klasyfikacja NOVA dzieli jedzenie na 4 grupy:
Żywność nieprzetworzona lub przetworzona w niewielkim stopniu
Składniki kulinarne (produkty pochodne)
Żywność przetworzona
Żywność wysokoprzetworzona
Do grupy 1. zaliczamy m.in. świeże mięso i ryby, owoce morza, jaja, mleko pasteryzowane, jogurty bez dodatków, masło, kawa, przyprawy, świeże owoce i warzywa oraz świeżo wyciskane soki, mrożonki, zboża, suszone grzyby, orzechy i nasiona.
Do grupy 2. z kolei wchodzą produkty, które przeważnie dodajmy do produktów z pozostałych grup (by np. przedłużyć ich trwałość lub zrobić z nich coś więcej np. zupę), m.in. cukier, oleje roślinne oraz tłuszcze zwierzęce, masło, smalec, ocet, mleko kokosowe, mąka kukurydziana, syrop klonowy, miód.
Przejdźmy więc do najbardziej interesujących nas grup. Nr 3 to przetworzone pokarmy grupy 1, w których składniki zostały poddane procesowi konserwacji w puszce, słoiku, butelce (w przypadku pieczywa i serów wykorzystuje się fermentację bezalkoholową) oraz uzupełnione produktami z grupy 2, czyli cukrem, solą, olejem lub octem w celu przedłużenia przydatności do spożycia, poprawy lub zmiany smaku, lub zwiększenia odporności na zepsucie.
Należą do niej m.in. warzywa, owoce czy rośliny strączkowe w puszkach, słoikach, orzechy prażone oraz z dodatkiem soli, peklowane lub wędzone mięsa i ryby, konserwy rybne, owoce w syropie, świeże niepakowane pieczywo i sery.
Grupa nr 4 to ogólnie wszystko to, co kojarzy nam się z niezdrową żywnością (całkiem słusznie). Tanie, z długim terminem ważności i potężną listą sztucznych, szkodliwych (na dłuższą metę) składników. Są wysokoenergetyczne, ale mało odżywcze i mogą powodować raka różnych organów (np. jamy ustnej, gardła czy przełyku, co też dowiedli naukowcy).
Warto odkreślić, że ta klasyfikacja nie uwzględnia różnic pomiędzy domowym (np. gdy samemu zbierzemy ogórki w działki i zakisimy je w słoiku) a przemysłowym przetworzeniem żywności. Dlatego nie wszystko, co może wejść w skład grupy nr 3, musi być od razu niezdrowe.
"Powinniśmy dążyć do spożywania żywności głównie z grupy pierwszej. To podstawa. Dodatki, w rozsądnych ilościach mogą poprawić walory smakowe i technologiczne posiłków, jednak w nadmiarze są problematyczne" – zapewnia profil "Dietetyka oparta na faktach".
"Grupa trzecia może stanowić element zdrowej diety, ale trzeba już bardziej uważać. Często ma więcej kalorii, tłuszczu, cukru i soli" – czytamy dalej. I po prostu powinniśmy unikać lub ograniczać produkty wysokoprzetworzone. Niby zakazany owoc smakuje najlepiej (i przez te wszystkie dodatki smakowe często tak jest), ale konsekwencje mogą być dla naszego zdrowia, a nawet życia, opłakane.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.