Z relacji polskiego TOPR-u oraz słowackiej policji wynika, że polskim rodzicom naprawdę brakuje wyobraźni. Zabierają nawet kilkumiesięczne dzieci w góry, swoim pociechom fundują ekstremalne trasy, sami nie będąc przygotowanymi. Dorośli zamieniają rodzinne wakacje w piekło, a dzieciom grozi niebezpieczeństwo. 10-latek ślizgający się na Orlej Perci to niestety początek historii.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Do niebezpiecznych zdarzeń z udziałem dzieci dochodzi w Tatrach częściej niż sobie wyobrażamy. Wystarczy śledzić kominikaty TOPR-u. Pod koniec lipca siedmioletnia dziewczynka podczas wspinaczki na Świnicę spadła z około sześciu metrów. W zeszłym tygodniu na Rysy samotnie wyruszył 14-latek, co skończyło się interwencją ratowników.
W Małym Cichym zaginął 9-latek, który oddalił się od rodziców i został odnaleziony dopiero po kilku godzinach. W rozmowie z Wp.pl pewna turystyka opowiedziała o 10-latku, który na Orlą Perć wspinał się w crocsach, czyli gumowych butach odpowiednich na plażę czy lekki spacer jednak zdecydowanie nieprzystosowanych do górskich wycieczek.
Jego rodzice również nie wydawali się przygotowani do wędrówki w tak trudnym terenie. – Nie mieli sprzętu, chłopczyk miał sandałki typu crocsy, które mu się zsuwały na śliskich kamieniach. Był ciężko przestraszony. Jakiś koszmar. Po dłuższych namowach udało nam się przekonać ich do zejścia. Ojciec tego kilkulatka przekonywał nas, że był tam w młodości i wraz z synem dadzą sobie radę, a lina nie jest im potrzebna – opisywała turystka w rozmowie z Wirtualną Polską.
Kolejna historia przywołana przez portal brzmi jeszcze absurdalniej. Rodzina wybrała się z dziećmi do Doliny Pięciu Stawów. Poza tym, że nie sprawdzili pogody – zaskoczyły ich grzmoty i silnie padający deszcz, to kluczowe jest, że najmłodsze dziecko miało zaledwie 2 lub 3 miesiące – noszone było w chuście.
Niestety, to nie są odosobnione przypadki. Wystarczy wybrać się w góry, by spotkać rodzinę z zapłakanym dzieckiem, zachęcanym na siłę do wspinaczki lub rodziny może i entuzjastycznie nastawione, ale zupełnie nieprzygotowane do wędrówki, co potwierdza TOPR.
W sieci wypowiedział się na ten temat naczelnik TOPR – Jan Krzysztof.
– Zabieranie dzieci w rejony wysokogórskie bez odpowiedniej wiedzy i umiejętności asekuracji technikami linowymi jest narażaniem dzieci na poważne konsekwencje zdrowotne, włącznie z bezpośrednim zagrożeniem życia w skrajnych przypadkach [...]. Nigdy wcześniej nie wylatywaliśmy tak często, by ratować kilkulatki. To naprawdę nie jest mądry pomysł, by zabierać przedszkolaki na tak trudne trasy, jak Kozi Wierch czy Zawrat. A zdarza się to nagminnie – zaznaczył naczelnik w rozmowie z Wp.pl.