Historia Filippo Zanella, jego córki i żony Polki jest skomplikowana i ma zaskakujący finał. Mężczyzna ten od 3 lat szukał córki, która została porwana z ich włoskiego domu przez matkę i wywieziona do Polski. Ojciec mógłby nigdy nie znaleźć swojego dziecka, z którym matka ciągle się przeprowadzała, gdyby nie pomoc anonimowego informatora, od którego otrzymał list. Teraz Filippo chce mu się odwdzięczyć. Są podejrzenia, kim jest ten człowiek.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
O historii Filippo i jego rodziny pisał już w TopNewsach Bartosz Godziński. Sprawą żyły i polskie i włoskie media. Wszystko zaczęło się od tego, że rodzina mieszkała we Włoszech – matka pochodziła z Polski. Córka od dziecka mieszkała we Włoszech, a gdy miała 10 lat rodzice rozstali się, a Sąd przyznał najpierw opiekę mamie, a ojcu wyznaczył widzenia. Orzekł też, że dziecko może wyjeżdżać za granicę jedynie na trzy tygodnie w roku i tylko w czasie wakacji szkolnych.
Matka zabrała córkę "na wakacje" i ślad po niej zaginął. Uniemożliwiła ojcu jakikolwiek kontakt z córką, złamała postanowienia sądu i tym samym straciła władzę rodzicielską. W sprawie interweniował Trybunał w Hadze, który nakazał powrót Noemi do Włoch i ojca.
Matka z Noemi zaczęły się przeprowadzać po całej Polsce, by zgubić trop, a ojciec z Włoch przeprowadził się do Polski i wynajął detektywa, nie ufając polskiej policji, która miała współpracować z matką.
I możliwe, że ojciec nigdy nie znalazłby swojej córki albo straciłby kolejne lata na poszukiwania, gdyby nie list od anonimowego informatora. I za ten list chce zaoferować mężczyźnie lub kobiecie 5 tysięcy euro.
– Ten, kto go wysłał, jest z pewnością Polakiem – powiedział mężczyzna, który udzielił wywiadu dla Corriere di Bologna. List był po włosku, ale nie był w pełni poprawnie napisany, dlatego Filippo uważa, że jego autorem jest ktoś z Polski.
W piśmie pojawiły się wskazówki, które precyzyjnie określały miejsce przebywania dziewczynki. Okazało się, że jest z matką w Rzeszowie. Chodziło o okolice centrum handlowego Millenium. Zanella miał też sprawdzić pobliskie kościoły.
Jak pisaliśmy w TopNewsach, Włoch zastanawiał się, czy to nie był ktoś związany z kościołem np. ksiądz lub osoba z Caritasu. – Moja córka wychodziła z domu, aby pójść do kościoła, gdzie przebywała po 5-6 godzin dziennie, po czym wracała do domu. Nie miała szkoły ani przyjaciół, nie miała kontaktu z Włochami – mówił w rozmowie z włoskim portalem TGCOM24.
– Chciałbym zidentyfikować tę osobę i zachęcić, aby zgłosiła się po nagrodę pieniężną. Świadomość, że osoby pomagające ojcom pogrążonym w koszmarze takim jak mój, mogą uzyskać korzyści finansowe, może zachęcić inne osoby we Włoszech i na całym świecie do stanięcia po stronie ojców znajdujących się w trudnej sytuacji – powiedział teraz Zanella.
Obecnie Noemi przebywa pod opieką ojca. Filippo w rozmowie z Corriere di Bologna powiedział, że już zadomowiła się we Włoszech. Aby nie utraciła kontaktu ze znajomymi z Polski, ojciec wysłał Noemi na kurs języka polskiego. Jego córka może rozmawiać z Polakami przez internet.