"Potrzeba jest matką wynalazków" – tak mówi znane powiedzenie. W przypadku tego "patentu" nie mamy do czynienia z epokowym odkryciem, które odmieni oblicze Ziemi, ale czymś, co może ułatwić życie. A konkretnie oglądanie filmów czy seriali na smartfonie w samolocie.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Jeśli lecimy gdzieś dalej, to nasz samolot z pewnością ma ekrany zamontowane w fotelach. Możemy na nich wygodnie i bez problemu oglądać różne rzeczy lub... nie robić nic i uprawiać tzw. rawdogging.
Na krótszych trasach samoloty rzadziej są wyposażone w "telewizorki". Pozostaje nam umilanie sobie czasu np. na smartfonie. Jak go ustawić na rozkładanym stoliku, by ekran był pod kątem, a nie mamy etui z podstawką?
Można np. ułożyć bluzę, a na niej smartfona. Ludzie znaleźli jeszcze sprytniejszy sposób na "Netflix & chill" (warto przed lotem pobrać seriale, bo w przestworzach może być problem z internetem), dzięki któremu ekran jest wyżej. Potrzeba nam tylko... papierowej torby na wymioty.
Zamiast trzymać smartfon w ręce w samolocie, skorzystaj z tego triku. Potrzeba tylko... torebki na wymioty
Do redakcji WP napisała czytelniczka, która podpatrzyła trik w czasie lotu do Portugalii. "Byłam jednocześnie zaskoczona i pełna podziwu. To takie proste rozwiązanie, które sprawdziło się przez cały lot" – napisała i pokazała zdjęcie. O ile nie mamy... mdłości.
Trik nie jest nowy i można zobaczyć poradniki np. na TikToku. Polega na wsunięciu torebki pomiędzy etui a smartfona i zaczepieniu tej "konstrukcji" o złożony stolik. Zdecydowanie lepiej to pokazać, niż opisać. Zatem poniżej krótki filmik instruktażowy z "life changerem".
"Dlaczego nigdy na to nie wpadłam", "Genialne", "Latanie samolotem już nigdy nie będzie takie samo" – komentują widzowie. Niektórzy piszą, że robili to tak samo wcześniej, ale z chusteczką (moim zdaniem trwalszy byłby ręcznik papierowy).
Nie wszystkim ten pomysł przypadł do gustu. "Nie zaufałabym temu" – pisze internautka. Inni zastanawiają nad tym, co wtedy, gdy będą turbulencje? Cóż... zawsze można na chwilę rozmontować nasza konstrukcję.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.