Mina prezydenta Andrzeja Dudy po zaprzysiężeniu rządu Donalda Tuska.
Mina prezydenta Andrzeja Dudy po zaprzysiężeniu rządu Donalda Tuska. Fot. Wojciech Olkuśnik / East News
Reklama.

Prezydent Andrzej Duda powołał rząd Donalda Tuska. Nowa Rada Ministrów przyjechała do Pałacu Prezydenckiego autokarem. I doszło do wydarzenia rangi historycznej. Człowiek, który przez osiem lat przykładał rękę do łamania konstytucji, przez wielu nazwany Długopisem z racji charyzmy i autonomii, jakie pokazał jako głowa państwa, musiał przekazać władzę komuś, kto zdaniem prezesa Jarosława Kaczyńskiego nie jest tego godzien, gdyż nazwał go "niemieckim agentem". Lider Koalicji Obywatelskiej odebrał z rąk prezydenta akt powołania i złożył przysięgę. Następnie obaj złożyli podpisy pod postanowieniem o powołaniu Rady Ministrów. Ale historyczna chwila to jedno. Innym wydarzeniem, memem, było coś, do czego prezydent już przyzwyczaił. To znaczy... swojej miny, która przy okazji doniosłego wydarzenia staje się osobnym tematem. Czasem nie do końca jest temu winien, no ale zdjęcia zostają. Jak w przypadku wizyty w Białym Domu, gdy w taki sposób potraktował go Donald Trump.

logo

Teraz mamy moment przekazania władzy nowemu premierowi. A co mówi mina Andrzeja Dudy? Zaniemówiłem, gdy ją zobaczyłem i nie wiedziałem, co pomyśleć, bo wydała mi się czymś tak odległym od chwili, która właśnie się wydarzyła. Zapytałem więc redakcyjnego kolegę: z czym ci się to kojarzy? "Ale przypał!" – odpowiedział bez wahania. Bo ta fotografia ma też swoją historię, background. Gdy prezydent powoływał tymczasowy rząd Morawieckiego, to przecież próbował jeszcze wierzyć, że uda się przedłużać rządy PiS, a więc jego partii. Wtedy był w zupełnie innym nastroju, miał poczucie misji, sprawczości, na co wielu zwracało uwagę.

A dziś? No... nie udało się. Musiałem go powołać. Ale przypał, co?