W środowy poranek po ośmiu latach rządów PiS prezydent Andrzej Duda (wreszcie!), choć zapewne tego nie chciał, powołał rząd złożony z polityków zwycięskich partii w wyborach, zwanych Koalicją 15 Października. Jednak historyczna chwila to jedno, a czym innym jest to, do czego prezydent przyzwyczaił wielu przy poważnych okazjach. Jego mina mówiła o głowie państwa wszystko. Niestety.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Prezydent Andrzej Duda powołał rząd Donalda Tuska. Nowa Rada Ministrów przyjechała do Pałacu Prezydenckiego autokarem. I doszło do wydarzenia rangi historycznej.
Człowiek, który przez osiem lat przykładał rękę do łamania konstytucji, przez wielu nazwany Długopisem z racji charyzmy i autonomii, jakie pokazał jako głowa państwa, musiał przekazać władzę komuś, kto zdaniem prezesa Jarosława Kaczyńskiego nie jest tego godzien, gdyż nazwał go "niemieckim agentem".
Lider Koalicji Obywatelskiej odebrał z rąk prezydenta akt powołania i złożył przysięgę. Następnie obaj złożyli podpisy pod postanowieniem o powołaniu Rady Ministrów. Ale historyczna chwila to jedno.
Innym wydarzeniem, memem, było coś, do czego prezydent już przyzwyczaił. To znaczy... swojej miny, która przy okazji doniosłego wydarzenia staje się osobnym tematem. Czasem nie do końca jest temu winien, no ale zdjęcia zostają. Jak w przypadku wizyty w Białym Domu, gdy w taki sposób potraktował go Donald Trump.
Teraz mamy moment przekazania władzy nowemu premierowi. A co mówi mina Andrzeja Dudy? Zaniemówiłem, gdy ją zobaczyłem i nie wiedziałem, co pomyśleć, bo wydała mi się czymś tak odległym od chwili, która właśnie się wydarzyła.
Zapytałem więc redakcyjnego kolegę: z czym ci się to kojarzy?
"Ale przypał!" – odpowiedział bez wahania.
Bo ta fotografia ma też swoją historię, background. Gdy prezydent powoływał tymczasowy rząd Morawieckiego, to przecież próbował jeszcze wierzyć, że uda się przedłużać rządy PiS, a więc jego partii. Wtedy był w zupełnie innym nastroju, miał poczucie misji, sprawczości, na co wielu zwracało uwagę.
A dziś? No... nie udało się. Musiałem go powołać. Ale przypał, co?