Anna Przybylska zmarła na raka trzustki 5 października 2014 r., mając zaledwie 35 lat. Jej partner Jarosław Bieniuk ostatnio otworzył się na temat tego, co działo się przed odejściem jego ukochanej. Wspomniał wizytę u lekarza, na którą wybrał się za plecami Ani. Nigdy nie powiedział jej tego, co tam usłyszał.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Jarosław Bieniuk ukrywał prawdę przed Anną Przybylską
Pierwsze objawy raka trzustki pojawiły się u Anny Przybylskiej kilka lat przed diagnozą. Kobieta badała się regularnie, bo wiedziała, że jest genetycznie obciążona w tym kierunku, ponieważ jej ojciec zmarł na nowotwór trzustki.
Wyniki Przybylskiej nie wskazywały na chorobę, ale wciąż towarzyszyły jej objawy w postaci chronicznego zmęczenia i bólu brzucha. W końcu usłyszała diagnozę, ale lekarz nie powiedział parze wprost jak zła jest ich sytuacja. Opowiedział o tym Jarosław Bieniuk w rozmowie z portalem "Być zdrowym".
– Po wizycie u lekarza jechaliśmy z Anią samochodem i miałem kłębowisko myśli: szok, niedowierzanie, brak akceptacji sytuacji, nadzieja… Wtedy do mnie jednak nie docierało, z czym przyjdzie nam się mierzyć przez kolejne miesiące. W tamtym momencie lekarz jeszcze nie powiedział nam jednoznacznie, że sytuacja jest tak poważna, że Ani został raptem rok, może dwa lata życia" – powiedział.
Zdradził również, w czym Anię okłamał i co dokładnie zrobił za jej plecami. Po pierwszej diagnozie postanowił pojechać do innego lekarza w towarzystwie wspierającego go kolegi, ale bez samej Ani. Chciał usłyszeć wprost, w jakim stanie jest jego partnerka. Udał się na spotkanie do specjalisty z Akademii Medycznej.
Tam usłyszał druzgocące słowa. – Lekarz przyznał nam, że Ani zostało od pół do półtora roku życia. Wyszedłem z gabinetu z myślą, że na pewno lekarz się myli, że się nie zna, że specjaliści z zagranicy na pewno nam pomogą i uratują Anię… To dawało mi dodatkowego powera i motywację do działania. Ani nie mówiłem nic o tej wizycie, nie chciałem jej dołować i odbierać nadziei – wyznał smutno Bieniuk.
Czytaj także:
W rozmowie z portalem przekazał również, jak z sytuacją radziły sobie dzieci pary. Przyznał, że dzieci nie wiedziały, na co mama jest chora, ale starsza wówczas 12-letnia córka Oliwia rozumiała, że sytuacja jest trudna i lekarze oraz rodzina "walczą" o jej matkę.
– Najstarszej córce, Oliwce, do końca nie mówiliśmy, że mama umrze. Miała wtedy 12 lat, więc już rozumiała powagę chwili, gdy mówiliśmy, że sytuacja jest bardzo trudna, ale będziemy wspólnie walczyć do końca.Tłumaczyliśmy, że będziemy robić wszystko, by mamę uratować, że być może znajdzie się terapia, która przedłuży mamie życie o kilka lat – podkreślał.
Dalej Bieniuk wspominał przykre sytuacje, których po diagnozie Ani było wiele. Zatrzymał się na dłużej na momencie, który nazwał "najtrudniejszym w swoim życiu", a było nim przekazanie córce, że jej matka zmarła.
– O śmierci mamy, w dniu jej odejścia, Oliwka dowiedziała się ode mnie. Było to dla mnie okrutne, emocjonalne, straszne doświadczenie. Wręcz dewastujące. Natomiast wiedziałem, że muszę taką rozmowę z córką przeprowadzić – powiedział. Podkreślił, że rozmowę z 12-latką przeprowadził zgodnie ze wskazówkami psychologa.